GOSPODARKA MORSKA
https://gospodarka.pomorskie.eu/wp-content/uploads/2024/01/chiny-1.png W jaki sposób Państwo Środka wchodzi w buty Zachodu by go skuteczniej pokonać. Przykład gospodarki morskiej.

W jaki sposób Państwo Środka wchodzi w buty Zachodu by go skuteczniej pokonać. Przykład gospodarki morskiej.

fot. CANVA
19.01.2024
Michał Graban
Michał
Graban
19.01.2024

Już od jakiegoś czasu media pasjonują się tematem zagrożeń wynikających z chińskich wpływów w światowej gospodarce. Jeżeli chodzi o Polskę napięcie podgrzewa sytuacja branży morskiej i portowej, a zwłaszcza Portu w Gdyni, w którym chiński kapitał zadomowił się już na dobre, a przecież to tu dokonywane są przeładunki sprzętu wojennego dla walczącej Ukrainy. Stąd podejrzenia o cyberataki z wykorzystaniem dronów bądź technologii satelitarnych, o które nie od dzisiaj oskarżane jest Państwo Środka. W poniższym artykule dr Michał Graban, ekspert z zakresu gospodarki morskiej, postara się odpowiedzieć na pytanie o zasadność tezy o chińskiej dominacji na przykładzie szczególnie mi bliskiej branży gospodarki morskiej: portów, żeglugi, czy w końcu energetyki wiatrowej z uwzględnieniem roli naszego kraju.

Nie należy relatywizować ani bagatelizować zagrożenia chińskiego, zwłaszcza, że żyjemy w czasach nowej żelaznej kurtyny i nowych konfliktów zbrojnych. Mało tego, konflikty te posiadają swoje dalekosiężne reperkusje uboczne, choćby wymienić ostatnie ataki rebeliantów z Jemenu na statki przepływające przez Morze Czerwone. Nie jest zatem bez znaczenia, kto po której stronie stoi. Państwu Środka przypisuje się oczywiście złe intencje i plany hegemoniczne, stąd półki księgarń uginają się pod ciężarem książek straszących przed chińskim planem dominacji nad światem.

Z drugiej strony nie brakuje też opinii o pozytywnym wpływie chińskiego kapitału na światową czy regionalną gospodarkę. Autorzy niedawno wydanego na Uniwersytecie Gdańskim opracowania o polskiej perspektywie Nowego Jedwabnego Szlaku dowodzą wręcz, że chiński kapitał w większym stopniu niż zachodni kieruje się taktyką „win-win” szanując wolę udziałowców mniejszościowych i rynków lokalnych. Z kolei korespondentka „Forbesa” i „New York Timesa” Robyn Meredith w słynnej książce „Chiny i Indie. Supermocarstwa XXI wieku” dowodzi, że rozwój gospodarczy Chin przynosi profity Zachodowi, między innymi dzięki wyższym zyskom przedsiębiorców i akcjonariuszy.

Jaka jest zatem prawda? Kto kogo wykorzystuje? I kto jest dla kogo zagrożeniem? Lepszym wyjaśnieniem aktualnych problemów, niż odwoływanie się do chwytliwych medialnie, ale nieco spiskowych teorii w stylu „chiński smok wychodzi z ukrycia” będzie to, które postrzegać będzie rodzące się konflikty pomiędzy światem zachodnim a Orientem, przez pryzmat tradycyjnie rozumianej walki o interesy i strefy wpływów. Rozwijając powyższą myśl będę starał się udowodnić, że Chińczycy, ale także inne potęgi wschodniego kręgu kulturowego dla realizacji swoich celów politycznych wykorzystują nasze, zachodnie idee, koncepcje i technologie (a dzisiaj także nasze słabości!). Z ich punktu widzenia taktyka ta jest skuteczna i racjonalna, zwłaszcza, iż w którymś momencie sami daliśmy na nią przyzwolenie.  Zobrazujmy to na kilku przykładach.

Kapitał chiński – zagrożenie czy szansa na rozwój

Jeden z ostatnich raportów przygotowanych dla Parlamentu Europejskiego przedstawia informacje dotyczące skali chińskiej ekspansji na zachodnie a także polskie porty morskie, ale także zagrożeń płynących dla nas z tego faktu. Dla przykładu jeden z terminali kontenerowych Gdyni już od lat jest własnością chińskiego armatora Hutchison, a firmy Państwa Środka stale podejmują zabiegi na rzecz wykupienia kolejnych składników infrastruktury np. planowanego Portu Zewnętrznego, gdzie powstanie nowa baza kontenerowa i port głębokowodny.

Gwoli ścisłości dodajmy jednak, że Chiny naśladują jedynie wcześniejsze praktyki armatorów europejskich. Wykupy innych podmiotów nie są bowiem wyłączną cechą chińskich spółek lecz całej branży armatorskiej. Branża ta już od lat podlega konsolidacji kapitałowej, organizacyjnej i technologicznej na wielką skalę, a asumptem do tej praktyki było unijne prawodawstwo. Punktem przełomowym był rok 2008, kiedy to największe globalne przedsiębiorstwa sektora, a wymienić tu należy głównie Maersk i MSC (Mediterranean Shipping Company), choć istotni są też armatorzy niemieccy, uzyskały od UE specyficzne przywileje by odbudować nadszarpniętą pozycję po wielkim kryzysie gospodarczym. Dokonana tą drogą konsolidacja i monopolizacja rynku, doprowadziła do sytuacji, że 3 największe alianse żeglugowe kontrolowały niemal 90 % światowego rynku niszcząc przy okazji konkurencję w postaci mniejszych spółek spedycyjnych czy brokerskich.

Także w ostatnim czasie dokonano ogromnych inwestycji w sieć portów adriatyckich takich jak Triest, Koper czy Rijeka i portów Morza Czarnego, a także terminali i centrów logistycznych Czech, Słowacji i Węgier. Szczególnie aktywne w powyższym zakresie były firmy niemieckie, takie jak HHLA (Hamburger Hafen und Logistik), które organizowały serwisy dowozowe do niemieckich portów, wypierając z rynku Europy Środkowej porty bałtyckie, a w tym oczywiście polskie.

Aktualnie mówi się co prawda o końcu sprzyjającego prawodawstwa oraz zmierzchu nietykalności wielkich armatorów i w tym kierunku zmierzają regulacje UE i USA. Wciąż jednak strategia wykupów jest kontynuowana, gdyż taka jest przecież natura globalnej gospodarki, opartej na strategiach ekspansywnych podejmowanych przez globalnych graczy w celu osiągnięcia przewag kosztem konkurencji. Problem polega jednak głównie na tym, że dzisiaj strategię tą coraz odważniej realizują firmy azjatyckie, podczas gdy europejskie łapią zadyszkę. Cytowany raport podaje, że chińskie firmy: głównie COSCO (China Ocean Shipping Company) czy China Merchants wydały w ostatnich latach 9,1 mld euro na przejęcia europejskich terminali portowych. Polityka Państwa Środka jest bardzo konsekwentna i skrupulatnie realizowana, choć jak pokazałem przed chwilą, można ją traktować jako odpowiedź względem wcześniejszych, podobnych zabiegów podejmowanych przez europejskich armatorów.

Szpiegostwo gospodarcze

Chińskim przedsiębiorstwom od lat przypisuje się także intencje szpiegostwa gospodarczego i wykradania danych wrażliwych, a ostatnio także cyberataków. W spawie cyberataków nie będę się wypowiadał, gdyż nie jestem specjalistą od IT i sztucznej inteligencji. Znamienne jest jednak, że nawet raporty amerykańskich ekspertów, jak choćby tych z organizacji CyberArk są wstrzemięźliwe w doszukiwaniu się rzeczywistych politycznych mocodawców cyberataków, gdyż jak twierdzą autorzy – trudno to wiarygodnie udowodnić. Stąd tematem bardziej rządzą domysły podsycane przez społeczne emocje.

Przyjrzyjmy się za to szpiegostwu gospodarczemu. Przykładów potwierdzających nadużycia Państwa Środka jest w tym temacie wiele, by przytoczyć fakt nie płacenia przez 10 lat tantiem za technologię przez chińskich producentów branży DVD, macierzystej spółce Philips. Dla oceny tego precedensu warto jednak wyjść od bardziej zasadniczej tezy. Zdaniem współczesnych analityków by wymienić np. amerykańskiego filozofa Jeremiego Riffkina, regulacje dotyczące patentów i ochrony własności intelektualnej są współcześnie coraz trudniejsze do egzekwowania, na skutek wirtualnego charakteru współczesnej gospodarki i mediów, w których „informacja lubi przemieszczać się swobodnie”. Prawa autorskie i patenty, jak dotychczas traktowane jako niezbywalnie, są coraz częściej lekceważone bądź pomijane, co skrupulatnie wykorzystują wschodnie potęgi.

Warto też pamiętać, że intencjami owych nowych wschodnich mocarstw może kierować wciąż żywe i bolesne wspomnienie polityki kolonialnej bądź neokolonialnej, realizowanej po II wojnie światowej przez USA i międzynarodowe organizacje. Tajemnicą poliszynela jest, że w omawianym okresie Zachodowi szczególnie zależało na utrzymaniu uprzywilejowanej pozycji w łańcuchach wartości i bezpiecznej przewagi technologicznej nad Południem, za pośrednictwem pilnie strzeżonej tajemnicy kamienia filozoficznego „jak stać się bogatym”. Stąd, wbrew oficjalnym zapewnieniom o chęci wyrównywania różnic między państwami, jego udziałem była taka dystrybucja innowacji, która przypisywała monopol wielkim korporacjom Północy w światowej gospodarce za pomocą praw o własności intelektualnej, czego potwierdzeniem były ustalenia Rundy Doha bądź Porozumienia w spawie Handlowych Aspektów Praw Własności Intelektualnej.

Jednakże kraje takie jak Chiny i Indie, czyli te które w ostatnim okresie w sposób szczególny przyczyniły się do wstrząsu tektonicznego czyli uruchomienia potencjału własnych gospodarek, oprócz tego że bazowały na własnych instrumentach rozwojowych (silna władza + inwestycje + protekcjonizm) i rodzimej kulturze, siłą rzeczy musiały korzystać z doświadczeń zachodniej ścieżki rozwoju. Stąd uruchamiały efekt naśladownictwa i kopiowania nie tylko technologii, ale także regulacji prawnych, metod zarządzania i marketingu.

Efekt naśladownictwa najwyższą formą uznania?

Patrząc z jeszcze innej strony efekt naśladownictwa wpisuje się w analizowaną w niniejszym artykule zasadę wchodzenia azjatyckich spółek w buty spółek zachodnich. Bądźmy szczerzy Chiny – przynajmniej do niedawna tj. gdy budowały swój dobrobyt – nie przodowały w innowacyjności, jak to było w XIV wieku, kiedy to ich wynalazki takie jak papier czy kompas magnetyczny zachwycały cały świat. Teraz relacja była odwrotna – wytwarzały produkty zachodnich, a nie rodzimych technologii, tyle, że znacznie taniej, gdyż w oparciu o rutynową i niskopłatną pracę. Owe podróbki i imitacje zdobywając jednak rynki całego świata, stały się asumptem do stopniowego uczenia się na wzorcach zachodnich i stopniowego awansu na wyższe szczeble drabiny wartości. Naśladownictwo czyli wykorzystywanie zachodnich doświadczeń jest zatem skutecznym środkiem na odrobienie luki cywilizacyjnej do Zachodu. To ono stało za sukcesem Japonii poczynając od restauracji Meiji 1868 roku, a podobną ścieżką podążały też inne tygrysy azjatyckie, a dzisiaj kraje Azji Południowo-Wschodniej.

Zachodni naukowcy, eksperci i politycy w pełni zdawali sobie z tego sprawę, stąd od lat zalecali stosowanie tym podobnych metod dla krajów rozwijających się zarówno w swoich podręcznikach z historii gospodarczej, ekspertyzach, jak i w uchwalanych prawach regulujących zasady korzystania z funduszy pomocowych. Robili to jednak trochę nieszczerze i nie do końca, gdyż z drugiej strony zależało im na utrzymaniu przewodnictwa, stąd nie przypuszczali, że któremuś z państw peryferii sztuczka ta się naprawdę powiedzie i wdrożą w życie zalecenia owych ekspertów. Poza tym państwa azjatyckie obok efektu kopiowania, dodały też do produktów i technologii „małe co nieco” z zakresu własnej kultury jakości (np. koncepcję kaizen czy azjatyckich metod zarządzania) i właśnie to coś okazało się szczegółem na wagę złota.

Nie-zielona gospodarka chińska?

Inny rodzaj zarzutów kierowanych ze strony Zachodu pod kątem państw azjatyckich, a głównie Chin dotyczy nie respektowania ustaleń dotyczących ochrony środowiska, transformacji energetycznej i dekarbonizacji. Dotyczy to nie tylko Nowego Zielonego Ładu, Fit for 55 czy ustaleń Komisji Helsińskiej dotyczącej czystości mórz. Europa ubolewa, że Chiny i Indie inwestują w tradycyjne elektrownie, kopalnictwo węglowe i przede wszystkim w produkcję stali. Ta ostatnia branża sukcesywnie jest wycofywana z Europy i USA, choć redukcje obejmują także Japonię i Koreę Południową. Jak alarmują analitycy, inwestycje w przemysł metalurgiczny Hindusów przyczynią się do takiego poziomu dodatkowej emisji CO2, który zniweczy skutki zakazu rejestracji samochodów spalinowych przez UE od 2035 roku.

Z drugiej strony patrząc to na Zachodzie zrodził się pomysł, żeby w państwach rozwiniętych stawiać na czystość i nowe technologie, relokując nasze brudy – kopalnie, stalownie, stocznie, elektrownie węglowe czyli przysłowiowe „niebieskie kołnierzyki” gdzieś daleko za ocean. Jeszcze gdy powstawała Unia Europejska, wspólnota ta określana była mianem „wspólnoty węgla i stali”. Także w reakcjach na wielki kryzys gospodarczy 2008 roku europejscy analitycy przyznawali, że diagnozy o upadku przemysłu ciężkiego były formułowane przedwcześnie, a koncepcja „dymiących głów w miejsce dymiących kominów” nie była oparta na silnych przesłankach empirycznych. Przyjęto nawet specjalny „Plan działania na rzecz konkurencyjnego przemysłu stalowego”, a politycy zaczęli negocjować przenoszenie linii produkcyjnych z powrotem na Zachód. Moda na to ostatnie odrodziła się zresztą także po ostatniej pandemii i wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej, wszak wydarzenia te jak zimny prysznic uświadomiły politykom rzeczywisty stan zagrożeń. Otrzeźwienie nie trwało jednak długo i stara postindustrialna utopia gospodarki III fali zyskuje nowe rzesze popleczników. Znamienne są w tym kontekście lansowane w środowiskach europejskich plany modernizacji gospodarki ukraińskiej, zmierzające do wyrugowania źle kojarzącego się przemysłu ciężkiego  Donbasu, na rzecz IT i produkcji zdrowej żywności, gdy Ukraina będzie już członkiem UE.

Nie dziwmy się, że ktoś utopię tą wykorzystuje dla własnych korzyści. W efekcie Chiny i Indie, choć realizują wiele projektów dla zielonej energetyki i oficjalnie deklarują poparcie dla ekologii, wyrastają na globalnych potentatów w produkcji stali, a także powiązanych z nimi produkcji – co ciekawe, głównie turbin wiatrowych w ramach offshore, ale także infrastruktury niezbędnej dla fotowoltaiki. Nie dziwi też, że ku ubolewaniu europejskich producentów energetyki odnawialnej Państwo Środka zdobywa globalny rynek tej popularnej dziś branży.

Wyścig w zielonej energetyce

Mało tego Chiny są też światowym liderem i największym producentem w segmencie elektromobilności (tanie pojazdy elektryczne) i paneli fotowoltaicznych.

Według rankingu magazynu Energy Digital wśród dziesięciu największych producentów turbin wiatrowych aż czterech pochodziło z Chin (Goldwind, Envision, Shanghai Electric, CSIC). Natomiast w przypadku paneli fotowoltaicznych to firma Jinko Solar jest największym na świecie producentem, która działa aż w 160 krajach. Jeżeli chodzi o energetykę wiatrową ich łupem padły już Serbia, a kolejne inwestycje dokonywane są we Włoszech, Anglii, Francji i Szwecji, a w planach jest oczywiście polskie wybrzeże.

Przypomnijmy, że Chińczycy mają dłuższą historię działania w energetyce odnawialnej niż firmy europejskie, gdyż pewnie szybciej od nas zwietrzyli przyszłą koniunkturę. Stąd mogą oferować swoje unikalne przewagi konkurencyjne – korzystne ceny produktów osiągnięte dzięki niskim kosztom pracy, mniejszej inflacji i mniej restrykcyjnym wymogom dotyczącym redukcji CO2. Jednocześnie chińska produkcja – z czego nie zawsze sobie zdajemy sprawę – jest oferowana na szczególnie wysokim poziomie zaawansowania technologicznego. Dla Chin jednak, inaczej niż dla Europy to węgiel jest stabilizatorem miksu energetycznego i Państwo Środka bardziej koncentruje się na bezpieczeństwie energetycznym, niż realizacji szumnych i ideologicznych haseł.

Trudno zatem oprzeć się wrażeniu, cała ta dyskusja o szpiegostwie gospodarczym, cyberatakach i innych niebezpieczeństwach wynikających z chińskiego planu dominacji nad światem to jedynie zasłona dymna dla tradycyjnie rozumianej walki o interesy i strefy wpływu. Nerwowość Zachodu jest w pewnym sensie zrozumiała gdyż przegrywa on tą walkę z kretesem i na własne życzenie. Grzechy przeszłości kolonialnej mszczą się i powracają z nawiązką. Ironia historii zawiodła nas do sytuacji, w której to Azja zaczyna kolonizować Zachód i wykupywać jego aktywa gospodarcze, gdyż ten ostatni w swojej nieuleczalnej naiwności pozbawia się narzędzi obronnych w postaci własnych zasobów, surowców energetycznych i przemysłu.

Nawet koncepcja własności poddawana jest tu krytyce jako anachroniczna, a zachodnie instytucje wyzbywają się jakichkolwiek narzędzi kontroli i sterowności. Jednocześnie Azja pokonuje Zachód za pośrednictwem tych samych sposobów, przy pomocy których Europa i USA budowały niegdyś swą dominację nad światem, choć w wersji zmodyfikowanej do współczesności i korespondującej z azjatycką kulturą i mentalnością.

Michał Graban

dr nauk społecznych ze specjalnością nauk o polityce, autor książki „Gdynia wobec przeobrażeń cywilizacyjnych XX i XXI wieku”. Niezależny publicysta. Wykłada w Wyższej Szkole Administracji i Biznesu im. Eugeniusza Kwiatkowskiego w Gdyni tematykę związaną z logistyką międzynarodową i globalną, gospodarką morską w regionie Morza Bałtyckiego oraz współczesną geopolityką. Od 20 lat związany z trójmiejską administracją samorządową, gdzie zajmuje się problematyką gospodarki morskiej oraz Korytarza Transportowego Bałtyk-Adriatyk. Zainteresowania badawcze obejmują geopolitykę i współczesne przemiany cywilizacyjne. Pracuje nad książką dedykowaną tożsamości Pomorza wobec trendów globalnych. Mieszka w Gdyni.

Sprawy urzędowe

Dodatkowych informacji może udzielić Ci Biuro Prasowe Urzędu pod adresem e-mail prasa@pomorskie.eu

Więcej o biznesie w regionie

Znajdziesz na stronach Departamentu Rozwoju Gospodarczego oraz Agencji Rozwoju Pomorza.